Landaen
Zbrojny w klawiaturę
Dołączył: 24 Sie 2010
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:19, 11 Sty 2011 Temat postu: Arthanal Aspeden [Landaen] |
|
|
Na ulicach miasta panowała względna cisza. Przekupnie, żebracy i pijane krasnoludy zdążyli już zniknąć z widoku, a mieszkańcy, których profesja narzucała nocny tryb życia jeszcze na owe ulice (tudzież na dachy domostw) nie wyszli. Gwar dało się słyszeć jeno w pobliżu karczem i oberży, zatłoczonych do granic możliwości.
Wygląd
Przed drzwiami jednej z nich stanął niewysoki, szczupły, dobrze zbudowany mężczyzna. Światło sączące się zza półprzezroczystych błon stanowiących okna oświetlało jego smagłą cerę, długie, czarne włosy i stalowo szare oczy. Rysy jego twarzy były ostre, wyraziste, jak u elfa. Elfem jednak ten mężczyzna nie był. Zarówno rysy twarzy, jak i oczy wskazywały na to, że ten człowiek przeżył i widział wiele-wskazywało na to umęczenie, które się w nich odbijało. Umęczenie, które umiał dobrze ukrywać. Także przed sobą. Człowiek ów nosił ciemnozielony płaszcz dobrego gatunku, spod niego wyzierała czarna, obszyta srebrną nicią szata, sięgająca połowy łydek. Pod nią widoczne były brunatne, płócienne spodnie, z nogawkami wpuszczonymi w wysokie, jeździeckie buty ze srebrnymi klamrami. Oprócz długiego sztyletu wiszącego u pasa, schowanego w czarnej, inkrustowanej drogimi kamieniami pochwie przybysz nie miał żadnej broni.
Człowiek posłuchał chwilę gwaru dochodzącego zza ciężkich, dębowych drzwi, po czym wszedł do karczmy. Była zatłoczona i napełniona dymem z lenyi, w powietrzu unosił się zapach pieczonych zwierzaczków i piwa. Mężczyzna przepychał się przez tłum, roztrącając inne istoty, pragnące posilić się, obyczajnie porozmawiać, lub schlać się i runąć pod stół. Wreszcie dotarł do szerokiego baru. Gospodarz, człek w białym fartuchu opadającym na pokaźne brzuszysko podszedł do niego po długiej chwili.
-Co podać? -spytał.
-Coś mocnego -odparł mężczyzna.
Gospodarz skinął głową i nalał do cynowego kubka ciemnoczerwonego trunku ze stojącej za ladą beczułki. Zamawiający pociągnął długi łyk, skrzywił się i rzekł do karczmarza:
-Miało być coś mocnego, a nie soczek z winogron zmieszany z czymś. Dzisiaj chciałem się upić, a nie próbować sikacza.
Osobowość
Karczmarz znał się na ludziach, od razu ocenił narzekającego klienta. Jest peny siebie, nieco arogancki. Myśli i działa szybko. Łatwo ulega emocjom. Odnosił się do niego chłodno, z tym samym chłodem patrzył po zebranych w karczmie ludzi. Pod tym spojrzeniem karczmarz wzdrygnął się, czując w nim okrucieństwo, jakby stojący przed nim człowiek napawał się cierpieniem zadawanym innym, a zabijanie nie budziło u niego intensywnego wydzielania adrenaliny. Jeno jego oczy nie pasowały do tego wrażenia, bo choć wydawały się być zimne i bezlitosne, gdzieś w ich głębi gospodarz dostrzegł blask człowieka dobrego, wrażliwego i współczującego. Tak jakby był kiedyś prawy, ale ktoś-lub coś-ową prawość w nim zabił. Cholernie niebezpieczna mieszanka. Tak pomyślał karczmarz. Nie mylił się zbytnio.
-Coś ci się nie podoba, przybłędo?-zapytał barczysty obszarpaniec, który podszedł do baru. Stały bywalec, o tej porze był już nieźle wstawiony. Na tyle, że wyjął nóż -Płać i wynoś się!
Człowiek przy barze obrócił się powoli, spojrzał na nóż i całą postać tego, który go trzymał. Następnie odskoczył od napastnika, uniósł dłonie zwrócone w kierunku napastnika. Na podłodze karczmy pojawił się blady krąg, od którego do dłoni maga wystrzeliły dwa czerwono-czarne promienie, które zostały skierowane w napastnika. Biedny ten człeczyna został odrzucony kilka kroków wstecz, upadł na podłogę, zawył z bólu. Karczmarz spojrzał na człowieka stojącego przed nim z mieszaniną strachu i szacunku. Roztrzęsiony spuścił wzrok i zaczął bełkotać jakieś przeprosiny.
-W porządku-przerwał mu mężczyzna w szacie. -Nalej mi tylko coś porządnego.
Gospodarz podał mu mieszankę z czterech beczułek, po czym powiedział cichutko:
-Wyście...mag, panie? Nekromanta?
Imię i nazwisko
-Jestem Arthanal Aspeden, z rodu Ultran. Runiczny w służbie Mistrza Srebrnej Dłoni, Władcy Luster (etc., etc.).
-To u niego się tego nauczyłeś, panie?-zapytał któryś z pijaczków siedzących w głębi lokalu.
-Mogę wam opowiedzieć całą
Historię,
tyle że podczas mówienia strasznie zsycha mi w gardle. Więc...
-Pijesz dzisiaj za darmo, panie-rzekł karczmarz. Możesz spokojnie mówić.
-A więc dobrze,słuchajcie. Urodziłem się w Sheil. Mój ojciec miał co do mnie wielkie plany, planował zrobić ze mnie kapitana straży grodu. W tym celu oddał mnie pod opiekę paladynów stacjonujących w mieście. Nie przejawiałem zdolności do fechtunku, a ojciec był tym niezwykle zawiedziony. W tym czasie umarła moja matka. Gnilica nerwów była wtedy nieuleczalna.
W końcu, w wieku piętnastu lat po raz pierwszy użyłem tej magii. Przypadek sprawił, że wyczarowany przeze mnie promień cierpienia trafił w konia Władcy Luster. Przeprowadzał on coś w rodzaju wizytacji w Sheil. Co ciekawe, uczynił mnie runą, zamiast zabić mnie na miejscu. Pytałem o powody. Nigdy nie odpowiedział.
Jako że wykazywałem potencjał, powziął zamiar wyszkolenia mnie. Na nauczyciela wyznaczył mi pewnego czarnego maga, także runicznego, pamiętającego jeszcze czasy powstania Kręgu. Zaprzyjaźniłem się z nim. Był to pierwszy mój przyjaciel odkąd opuściłem Sheil. W tajemnicy nauczył mnie czegoś jeszcze, prócz czarnej magii. Bez rozkazu Srebrnej Dłoni nauczył mnie podstaw magii natury i leczenia. Nauczyłem się ukrywać te umiejętności. Mistrz Luster czasami urządzał mi treningi, wyczarowując najprzeróżniejsze iluzje i rozkazując mi walczyć z nimi. Po dniu nauki byłem tak zmęczony, że rano ledwie zwlekałem się z barłoga. Siły nieco odzyskiwałem, wysysając życie z ptaków w ogrodach Mulandiru. Nauka ciągnęła się jak smród za pospolitym ruszeniem, aż wreszcie uznał, że zakończyłem naukę. I wymyślił dla mnie test.
Miałem walczyć z innymi runicznymi na jego służbie. Podchodzili do mnie pojedynczo, a ja z każdym pokonanym czułem, jak słabnę. Ostatniego zabiłem sztyletem, bo nie miałem już żadnej mocy magicznej.
Ostatni podszedł do mnie mój pan. I rozkazał mi walczyć z sobą. Energii starczyło mi na jedno zaklęcie. Cierpienie jednak nie wyrządziło mu żadnej szkody. A późnej... co on ze mną wyczyniał, opisać trudno. Pamiętam tylko, że zemdlałem na parę godzin. Ocknąłem się w błocie, tam gdzie upadłem. Ale dowiedziałem się, że zdałem test. Od tej pory wykonywałem zlecenia mego pana.
______________________________________
I to, co trudno było wcisnąć powyżej:
Poziom:15
Siła: 25
Wytrzymałość: 30
Zręczność: 35
Zwinność: 25
Mądrość: 58
Inteligencja: 58
Charyzma: 44
Umiejętności:
Umiejętność główna: Czarna magia-7, Biała magia-3
Umiejętność poboczna:Śmierć-7, Nekromancja-7, Leczenie-3, Natura-3
Ekwipunek: Szata ,,bojowa"- czarna jak bezgwiezdna noc, obszyta srebrną nicią i podszyta płytkami z księżycowego srebra, sztylet wykonany z tegoż kruszcu przez krasnoludy, z rękojeścią z adamantytu, inkrustowaną drogimi kamieniami, brunatne spodnie z delikatnego płótna, ciemnozielony płaszcz, tkany z barwionych nici pająków-olbrzymów z Gór Wietrznych, wysokie, jeździeckie buty ze skóry smokowca, z klamrą ze srebra, sakwa podróżna mieszcząca trochę prowiantu, kilka monet, paczuszkę rodzynek.
Opanowane zdolności bojowe oraz znane czary:
- Cierpienie
- Aura osłabienia
- Zagłada
- Przywołanie goblina-ożywieńca
- Kradzież życia
- Uzdrowienie
- Aura siły
- Aura kondycji
- Cierniowa tarcza
- Wyleczenie z choroby
Umiejętność/Cecha specjalna: Jest to umiejętność wysysania niewielkiej ilości życia z otoczenia, bez rzucania zaklęć i bez utraty many. Ilość ta pozwala na szybkie zregenerowanie części odniesionych obrażeń.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Landaen dnia Śro 9:33, 12 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|